poniedziałek, 23 kwietnia, 2012 | Author:

Być żoną: kto zaspokoi moje potrzeby?, Ilona Phan-Tarasiuk

Zostałam ostatnio poproszona przez Poradnię Rodzinną „Antoni” (http://rodzina.wroclaw.pl/) o napisanie paru słów na temat mojego doświadczenia bycia żoną. Z zapałem zabieram się do tego zadania i na początku – tak trochę dla przekory – chcę Wam przedstawić parę twierdzeń obrazujących, jaką żoną nie jestem i nigdy nie chciałabym być!

Nie użalam się nad sobą.

Nie podpisuję się pod stwierdzeniem, że „kobietom w życiu jest trudniej” – nie chciałabym zamienić się miejscem z moim mężem, bratem, ojcem czy… szefem.

Nie czekam aż mój mąż zgadnie, o co mi chodzi, co mnie boli, czego potrzebuję.

Nie sprowadzam swego powołania do mycia garów, gotowania, sprzątania czy prasowania. Nie traktuję tych obowiązków jako upokarzających, mimo że często sprawiają mi one trudność (zwłaszcza gotowanie).

Nie traktuję rodziny męża jak potencjalnych wrogów, jak osób, które tylko czekają na to, aby mnie zniszczyć.

Nie zmuszam mojego męża do praktyk religijnych.

Nie pouczam mojego męża, jak ma prowadzić samochód.

Nikogo nie przepraszam za to, że żyję. Nie przepraszam również wszystkich wokół za ewentualne faux pas mojego męża.

Nie uważam, jakobym zawsze miała rację.

Nigdy i nikomu (a zwłaszcza samej sobie) nie pozwalam na lekceważący ton w stosunku do mojego męża.

Nie narzekam! (Jest to moje ostatnie osiągnięcie, bo niegdyś byłam w tym prawdziwą mistrzynią świata!).

Bycie żoną traktuję jako projekt na całe życie. Bardzo wzrusza mnie biblijny obraz stworzenia niewiasty, który poprzedzony jest Bożą troską: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rdz 2,18-24). Często zadaję sobie to pytanie? Czy rzeczywiście pomagam mojemu mężowi w realizowaniu jego powołania czy raczej utrudniam poprzez ciągłe wytykanie jego wad i niedomagań? Czy jestem jak Jezus, który tchórzliwemu i narwanemu Piotrowi spojrzał prosto w oczy i wypowiedział te cudowne słowa: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas – to znaczy: Piotr- Skała” (J 1, 42) czy w relacji z mężem może bardziej przypominam nauczycielkę wiecznie niezadowoloną ze swojego niepokornego „ucznia”?

Na szczęście daleko mi do matkowania czy pouczania mojego Męża. Staram się natomiast być dla niego pomocą i efekt naprawdę nieraz mnie zadziwia. Jakże często słyszę narzekania żon, które tak bardzo pragną być zrozumiane, marzą więc, by mąż przeczytał chociaż jedną książkę na temat ich pragnień. Nie ma nic złego we wzajemnym uczeniu się siebie, jednak podczas gdy one skupione są na próbie zachęcenia męża do niewyobrażalnego wysiłku intelektualnego, jakim jest przeczytanie podręcznika na temat kobiecych potrzeb, ja nie ustaję w ciągłym poznawania męskiego serca, umysłu i ducha. Zwłaszcza książki napisane o mężczyznach przez mężczyzn zapierają mi dech w piersiach – bo wtedy z całą wyrazistością widzę, jak bardzo się różnimy! Jakże inaczej funkcjonują nasze umysły i serca! Jak bardzo – pod skorupą oschłości i gruboskórności – kryją się w mężczyznach bardzo wrażliwe dusze, podatne na zranienia, a największą raną ich serc jest często brak doświadczenia rzeczywistej miłości ojca oraz brak szacunku ze strony żony. Tego pierwszego nie możesz mu zapewnić, ale to drugie – jak najbardziej, jeśli tylko zechcesz, możesz mu dać. Bycie żoną to dla mnie przede wszystkim uczestnictwo w Bożym Życiu. Brzmi to być może trochę szumnie, ale dla mnie jest to całkiem zwyczajne doświadczenie dnia codziennego. Wszystko, co robię, ma sens, bo zakorzenione jest w tajemnicy sakramentu małżeństwa.

Wyjścia do kina, wspólne spacery, bezsenne noce przy łóżku chorej córeczki, wakacje, rozmowy, imprezy, przyjaciele, domowe obowiązki – wszystko, co nie jest grzeszne, a wiąże mnie z Mężem, jest niesamowicie miłe Bogu. To naprawdę wyzwalająca myśl!

Bycie żoną to także ciągła pamięć o tym, że to ja jestem odpowiedzialna za zaspokajanie moich potrzeb. Owszem, nierzadko mąż mi w tym pomaga! (Trudno bowiem byłoby mi dawać samej sobie buziaka (potrzeba dotyku, czułości) lub prawić komplementy „Och, jak cudownie dziś wyglądasz!” (potrzeba afirmacji, podziwu)). Niestety, często w rozmowie z żonami widzę, jak bardzo nie chcą wziąć odpowiedzialności za zaspokojenie swoich potrzeb, lecz obowiązek ten zrzucają na innych: męża, rodziców, rodzeństwo, spowiednika… Nie oznacza to, że ci ludzie nie mogą Ci pomóc, wręcz przeciwnie! Jednak najpierw to Ty musisz określisz, czego pragniesz i jak chcesz to osiągnąć. Wówczas przyjdzie czas na szukanie rozwiązań, znajdowanie odpowiedzi czy tworzenie systemu wsparcia dla Ciebie. Twoje zaangażowanie sprawi, że nie będziesz oczekiwała rezultatów od nikogo innego oprócz samej siebie… Od kiedy zaczęłam tak postępować, stałam się naprawdę spełnioną żoną! Takie nastawienie nauczyło mnie również wielkiej prostoty, która jest siostrą dwóch przepięknych cnót: pokory i płynącego z niej poczucia własnej wartości. Zatem gdy mam potrzebę usłyszenia czegoś naprawdę miłego od męża, podchodzę do niego, czasem przytulam i z wielką miłością i nutką figlarności w głosie pytam: „Kochanie, a ładnie dziś wysprzątałam mieszkanie?”. Kiedyś mogłam liczyć na odpowiedź typu: „eche” i było po rozmowie… Jednak gdy wyjaśniłam mężowi, by w odpowiedzi na taką inicjatywę z mojej strony, odpowiadał z większym entuzjazmem lub choćby powtarzając moje słowa, był zadowolony. Moje oczekiwania stały się dla niego jasne, a moje reakcje wdzięczne i przewidywalne. Tak więc gdy po przeczytaniu tego artykułu mój mąż nic nie powie, to ja zamiast zagotować się ze złości, podejdę do niego, dotknę jego dłoni, uśmiechnę się i zapytam: „pięknego dokonałam wpisu?”. Na co on odpowie: „przepięknego, Kochanie!”.

Zapraszam Cię zatem do uruchomienia własnych zasobów kreatywności. To Ty najlepiej wiesz, jaką chcesz być żoną i jakie masz najgłębsze potrzeby. Zastanów się, w jaki sposób możesz je prościej i pewniej komunikować swojemu mężowi. Bycie żoną nie polega na samowystarczalności. Bóg powiedział przecież: „Niedobrze być człowiekowi samemu” (Rdz 2, 18). Bycie żoną jest z jednej strony wyzwaniem do trwania w jedności z mężem, z drugiej – do dojrzałego radzenia sobie z pewną przestrzenią samotności w sercu, którą wypełnić może tylko Bóg. Właśnie ten Bóg czeka dzisiaj na Ciebie i pyta: „czego pragniesz? czy pozwolisz mi tę potrzebę zaspokoić?”

Ilona Phan-Tarasiuk

www.zona-spelniona.blogspot.com

Category: Małżeństwo
You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.

2 komentarze

  1. 1
    Asia 

    DZIEKUJĘ ZA TE SŁOWA! Właśnie przygotowuje się do bycia żoną i takie porady są mi bardzo drogie! Ja tez bardzo pozytywnie podchodzę do małżeństwa i juz nie moge się do tego doczekać!
    Serdecznie pozdrawiam Asia

  2. 2
    Ania 

    wspaniały wpis. Żoną jestem od 4 lat i cały czas uczę się tego jak być żoną w pełni spełnoną. Z roku na rok jest piękniej w naszych relacjach co pewnie rodzi się z lepszego poznania współmałżonka i akceptacji wadi zalet. Twój wpis zadziwia dojżałością w patrezniu na małżeństwo. Dziękuję Ania

Leave a Reply