środa, 09 maja, 2012 | Author:

Niezastąpioną umiejętnością starszych w naszych rodzinie jest opowiadanie historii. Kto z nas nie uwielbiał siadać na kolanach babci czy dziadka i słuchać historii o przodkach, tradycjach czy mrożących krew w żyłach przeżyciach z czasów wojny. Zachęcam również dzisiaj do wsłuchiwania się w te opowieści, czerpania z doświadczeń poprzednich pokoleń inspiracji do codziennego życia. „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” pisał ksiądz Jan Twardowski, a kochać możemy poprzez zatrzymanie się w zabieganym świecie i uważne słuchanie – jak tylko dziecko potrafi.

Na zachętę trwając w radości okresu wielkanocnego opowieść Babci o tym, jak przeżywano Wielkanoc przed wojną: Zwyczaje Wielkanocne u moich Dziadków

Skończył się karnawał, minął „tłusty czwartek” z furą pączków i faworków i rozpoczął się Wielki Post – oczekiwanie na Zmartwychwstanie Pana. W środę popielcową obowiązkowo było się na Mszy Świętej z posypaniem głowy popiołem i postem ścisłym – t. zn. 3 posiłki w ciągu dnia (dwa posiłki małe i 1 duży, czyli obiad). I tak było do Palmowej Niedzieli. W Wielkim Tygodniu post ścisły obowiązywał od Wielkiej Środy do rezurekcji. W okresie Wielkiego Postu u Dziadków było świniobicie z robieniem wędlin i przygotowywaniem mięsa na Święta Wielkanocne. Nie obyło się bez „próbek” (czy wędliny są dobrze doprawione), z czego skwapliwie korzystali mężczyźni. I tak powoli zbliżały się Święta.

W Wielkim Tygodniu w czwartek przychodził „zajączek” i przynosił do gniazdka słodkie kolorowe jajeczka i czekoladowe figurki (zajączki, kurki, jajka). Jeżeli dopisała pogoda, to gniazdka układano w ogrodzie pod krzewami porzeczki, a jeśli było brzydko, to trzeba było szukać gniazdek w domu. Zwyczaj ten utrzymywany był głównie dla dzieci i tak to pamiętam. W Wielki Piątek Babcia rózgą biła po nogach – były to tak zwane Boże Rany. Naturalnie to „bicie” nie było mocne, ale krzyku i śmiechu było wiele. W Wielką Sobotę od rana przygotowywano stół do święcenia potraw. Na stole, na białym obrusie, stawiano krzyż, świece i wodę święconą – a wokół wszystko, co przygotowano na Święta. były również pisanki przygotowane przez dzieci. Do Dziadków przynoszono również do święcenia koszyki od ludzi, którzy pracowali u Dziadka w olejarni lub w obejściu. Do tych koszyków babcia dokładała paczkę z plackiem oraz coś ze świniobicia. Ksiądz przychodził święcić do zaprzyjaźnionych domów, z czego korzystali również inni.

W Niedzielę Wielkanocną obowiązkowo należało być na Rezurekcji, porannej modlitwie i dzieleniu się jajkiem. Dopiero potem można było zasiąść do stołu. Wszyscy wygłodzeni 6-tygodniowym postem zajadali się smakołykami, a na drugi dzień był dungus – ale umiarkowany. Jedynie starsze dzieci i młodzież mocniej się polewali. babcia była temu przeciwna, więc w zasadzie trwał tylko do południa. Poza tym u Dziadków było zawsze sporo gości.

Przypomina mi się jeszcze, że gdy mieszkaliśmy w Poznaniu to na Święta jeździliśmy do Dziadków, a w niedzielę około 5-tej rano oddawana armatnie strzały na cześć Zmartwychwstałego Pana.

Tyle refleksji Babci. A jakie tradycje w waszych domach przetrwały drodzy czytelnicy. Zachęcam do dzielenia się wspomnieniami w komentarzach poniżej.

 

Category: Babcia radzi
You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.
Leave a Reply