Po ośmiu latach bezskutecznych starań o dziecko, oddaliśmy sprawę Bogu i … dał nam nowe życie! Alleluja! Bardzo jesteśmy szczęśliwi i chcemy się tym dzielić z całym światem! Jesteśmy pewni, że to nie jakiś zbieg okoliczności, ale prawdziwie dar od Boga, który był poprzedzony konkretnymi obietnicami. Mnóstwo ludzi wspierało nas modlitwą, za co bardzo dziękujemy.
Ale po kolei. W trakcie tych ośmiu lat próbowaliśmy niemal wszystkiego: przeróżnych lekarzy, naprotechnologię, dwie kliniki niepłodności. Odpuściliśmy dopiero, gdy wszelkie metody się wyczerpały i została już tylko ostatnia propozycja nowoczesnej medycyny: in-vitro. Na to świadomie się nie zdecydowaliśmy.
W międzyczasie i tak już straciliśmy cierpliwość i zrobiliśmy kurs przygotowujący do adopcji dziecka. Mając przed sobą dwu, trzyletnią perspektywę oczekiwania na adopcję, stwierdziliśmy, że wykorzystamy ten czas inaczej. W 2011 roku wyjechaliśmy do Niemiec. Tu się adopcja okazała praktycznie niemożliwa, ale wciąż przyświecał nam plan: „wkrótce wrócimy do Polski i wtedy adoptujemy dzieci”. Okazało się, że w życiu nie ma przypadków. Wszystkie dotychczasowe wydarzenia na pewno były i są po coś. Dopiero na obczyźnie znaleźliśmy dla siebie chrześcijańską wspólnotę małżeństw, dzięki której zbliżyliśmy się do Boga. A raczej to Bóg przyciągnął nas do Siebie.
To między innymi właśnie dzięki naszej ekipie małżeństw wzrastaliśmy i nadal wzrastamy w wierze. Skutkiem tego było nasze postanowienie: oddajemy nasz problem niepłodności w ręce Boga. Tylko On wie, jak i co dobrego z tej naszej historii można jeszcze ulepić. W kwietniu 2015 udaliśmy się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Na czas pielgrzymki przypadła nasza 9. rocznica ślubu. Był to dla nas czas niezwykłej odnowy wiary i prawdziwej modlitwy w wyczuwanej bliskości Boga. Oddaliśmy to wszystko Jemu… szczególnie w grocie mlecznej w Betlejem (na zdjęciu, grota w której mieszkała Święta Rodzina po narodzeniu Jezusa, dziś miejsce słynące z wielu wysłuchanych modlitw niepłodnych małżeństw o poczęcie dziecka). Byliśmy tam zupełnie sami, to już było niezwykłe, bo normalnie wszędzie są tłumy pielgrzymów, więc nasza modlitwa o dar potomstwa była tam wyjątkowo mocna i głośna.
I odtąd wszystko zaczęło się zmieniać… Trzy miesiące później miałam szczęście ponownie odwiedzić Jerozolimę, tym razem sama, przy okazji podróży służbowej. Poszłam na nocne czuwanie do Bazyliki Bożego Grobu. Na zakończenie tego czuwania nasz znajomy Ojciec Franciszkanin, służący w tej Świątyni, odprawił kameralną Mszę Św. dla czterech osób. Zupełnie niespodziewanie dał mi do przeczytania czytanie i psalm z danego dnia (26.06.2015). Czytanie o obietnicy danej 100-letniemu Abrahamowi: „żona twoja, Sara, urodzi ci syna” i psalm śpiewany często na ślubach: „…małżonka twoja jak płodny szczep winny”. Czytając te słowa ze łzami w oczach odczytywałam je jak obietnicę, że i my zostaniemy wysłuchani, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, ale potrzeba zaufania Mu i cierpliwości, zamiast strachu, że zegar tyka i możemy nie zdążyć.
Na święto Zesłania Ducha Świętego byliśmy we Wrocławiu, gdzie trafiliśmy na czuwanie w parafii Miłosierdzia Bożego organizowane przez Odnowę w Duchu Świętym. Piękna modlitwa z nakładaniem rąk, nad każdym chętnym modlił się ksiądz i dwóch charyzmatyków. Niektórym osobom mówili coś na koniec modlitwy, jakieś słowo rozeznania. Ja usłyszałam od nich: „Bóg wyprostuje wszystkie twoje ścieżki, tylko trwaj przy Nim” i od drugiego: „Ujrzałem wielkie rozradowanie”. Dla mnie to oznaczało: trwaj przy Bogu, zobaczysz radość. Ta modlitwa zrobiła na nas wielkie wrażenie. Zaczęliśmy szukać Odnowy w Duchu Świętym tu gdzie mieszkamy – w Niemczech. Na stronie polskojęzycznej Odnowy znaleźliśmy 3-dniowe Forum Charyzmatyczne Polskojęzycznej Odnowy i postanowiliśmy tam pojechać. Piękne rekolekcje połączone z uwielbieniem i modlitwą o uzdrowienie. Pełna hala, ponad 700 osób, wielka moc modlitwy. Podczas uzdrawiającego błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, ktoś mówił słowo poznania: „trzech mężczyzn zostaje uzdrowionych z bólów kręgosłupa”. Dopiero jak wróciliśmy do domu zorientowaliśmy się, że Marcinowi przeszły wszelkie kręgosłupowe dolegliwości, które miał od kiedy sięgamy pamięcią. Ale jak to?! O to się tam akurat nie modliliśmy. Jedyny pomysł jaki mamy, to że Bóg sam wiedział, że zdrowy kręgosłup wkrótce mu się przyda i dołożył to tak od Siebie do mojego uzdrowienia.
W sierpniu zadzwoniła nasza przyjaciółka Magda, która była z nami na pielgrzymce w Ziemi Świętej, podzielić się swoim przeżyciem duchowym. Jeszcze wtedy na pielgrzymce – w Ein Karem, miejscu gdzie mieszkała Św. Elżbieta i gdzie jest pomnik spotkania Maryi z Elżbietą – zrobiłyśmy sobie z Magdą zdjęcie, życząc sobie, że może też się tak kiedyś spotkamy – obie w stanie błogosławionym. Wtedy żadna z nas w ciąży nie była, lecz niedługo po pielgrzymce Magda nosiła już dzieciątko w swoim łonie. Silnego przeżycia duchowego doznała na sierpniowym spotkaniu wspólnoty, gdzie czytała właśnie fragment Ewangelii o spotkaniu Maryi z Elżbietą. Magda miała silne przeświadczenie, że to się wydarzy – że spotkamy się będąc obie w ciąży. Pomyślałam wtedy: Boże, czy rzeczywiście może to się spełnić już tak niedługo? Ale że obiecałam sobie nie być niecierpliwa, to starałam się za bardzo do tej myśli nie przywiązywać – może już teraz, a może przy następnej ciąży Magdy, sam Bóg jeden wie jak ma być.
W grudniu przyjechaliśmy do Wrocławia już parę dni przed Świętami. W niedzielę 20 grudnia było na Mszy Św. tak znajome czytanie: „W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy.” Znowu spotkanie Maryi z Elżbietą – myślę sobie: Magda rodzi w lutym, więc to ostatni moment, żeby to proroctwo się wypełniło – wciąż jest nadzieja jeszcze w tym miesiącu – można by było nawet sprawdzić… Ale to tak wbrew logice, poczekam jeszcze chwilę…
Następnego dnia odwiedziliśmy Magdę, która już na wejściu zapytała: „jak tam moje proroctwo?”. Ale stwierdziliśmy, że chyba jednak nie tym razem, mimo że miałam jakieś dobre przeczucie. Dopiero dwa dni później odważyłam się zrobić test ciążowy – 2 kreski! Jednak… jeszcze test z krwi… i jest pewność. Dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia dowiadujemy się o naszym cudzie. Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy do Magdy i Piotrka – już z tą świadomością, że proroctwo się wypełniło. Odmówiliśmy razem Magnificat. Radości i świętowania nie było końca. Magda i jej mąż już od dwóch dni mieli dla nas przygotowane kwiaty – już na pierwszym spotkaniu byli gotowi nam gratulować. To ludzie naprawdę wielkiej wiary, większej niż my. I wielkie im za to dzięki!
Bóg wypełnia swoje obietnice. Jest wszechmocny i chce to okazywać w konkretach naszego życia.
Dziękujemy Ci Panie!
«O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje» (J 16, 23)
Dominika i Marcin