Natalia Budzyńska
Dla lekarzy to tylko wydalenie tkanek jaja płodowego. Jednak każda z 40 tys. kobiet w Polsce, które w ciągu ostatniego roku poroniły, powie, że straciła dziecko. Nie tkanki.
Wśród krwi i skrzepów Anna zauważyła kształt kilkutygodniowego dziecka: „Miało kolor pępowiny i przypominało mi te dzieci z obrazków w książkach przedstawiających rozwój płodu”. Kiedy jednak pokazała je położnej, ta z obrzydzeniem zwróciła jej uwagę, żeby „w tym” już więcej „nie grzebała”.
„Tkanki”
„Tu nie ma żadnego dziecka” – powiedział podniesionym głosem zirytowany lekarz, który przyjął ją w szpitalu. „Puste jajo” – to sformułowanie usłyszała jeszcze kilkakrotnie, choć nikt w szpitalu nie wyjaśnił jej, co to właściwie oznacza. Anna (35 lat, matka pięciorga zdrowych dzieci) przyjechała do szpitala nad ranem, z bólem podbrzusza i krwawieniem. Krwawiła już w domu. W szpitalu, przy lekarzu i położnej, poronienie stało się faktem. „Widziałam moje dziecko, ale wszyscy dookoła mówili, że to niemożliwe, aż w końcu im uwierzyłam” – wspomina. Po zabiegu wyłyżeczkowania („zanim mnie uśpiono, widziałam, jak przygotowywane są narzędzia, moje nogi przywiązano do fotela ginekologicznego. Dlaczego musiałam być świadkiem tego wszystkiego?”) położono ją na oddziale ginekologicznym. To znacznie lepiej niż w przypadku jej przyjaciółek: Aleksandry, która w czasie poronienia leżała w sali razem z kobietami w 9. miesiącu, oczekującymi na poród zdrowych dzieci, czy Natalii, która, gdy roniła, słyszała płacz noworodków dochodzący z sali obok. more…